ufff
jesteśmy po zabiegu...
ciężko to przeżywamy, dziś w pracy byłam załamana- Filip czuwał przy kotce i dzwonił z raportami, ja umierałam z nerwów.
Kastracja odbyła się wczoraj ok godziny 17...
oczywiście ja uczestniczyłam w zabiegu, wszystko obserwowałam, pytałam.... <shock> wiem, że to może dla niektórych dziwne - ale byłam spokojniejsza, choć jak małą przywiązali do stołu chciałam uciekać z kotem pod pachą <shock>
do golenia brzusia dostała głupiego jasia, zwymiotowała odrobinkę, ale że była bez jedzenia nic się nie działo...
zabieg przebiegl prawidłowo...
czekaliśmy u doktora do 'częściowego' wybudzenia- czyli Coco podnosiła główkę, chowała język ale była 'chwiejna'...
niestety po przyjeżdzie do domu miała jakby 'spadek sił' - posiusiała się w kocyk, i przy kuwecie
![placz ;-(](./images/smilies/cry.gif)
wyglądała strasznie, taka ogłupiona, raz chodziła, za chwilkę kładła się i nie reagowała
![placz ;-(](./images/smilies/cry.gif)
serce mi pekało, całą noc na zmianę przy niej czuwaliśmy.
nie chciała nic pić
![smutny :((((](./images/smilies/sad.gif)
jak zakładaliśmy jej kubraczek posiusiała się pod siebie...
taka biedulka z niej...
dziś już jest lepiej, napiła się wody...w kubraczku wywraca się na bok, nie chce w nim chodzić... jest nadal osowiała, ale interesuje się nami, wodzi za nami wzrokiem. ułożyłam ją obok siebie, udeptała łapkami kocyk, pomruczała i śpi...
biedny nasz maluszek
częściowo jej dzisiejsza apatia wynika z kubraczka - ewidentnie jej się ne podoba <diabeł> bez kubraczka ładnie chodzi, wskakuje - niepewnie ale zawsze- na łóżko, krzesła (Filip jej ściągnął popołudniu, zajrzał do rany - ja też widziałam, nawet nie spuchnieta, cała wypsikana sreberkiem)...
mam nadzieję że zacznie jeść... dopiero mija 24 h od zabiegu.
straszny stres to jest dla nas...
ps wątki o kastracji czytam no -stop do poczatku do końca, od końca do początku - żeby sie uspokoić...