Och tak, w sobotę zawitał do nas długo wyczekiwany gość. Hacker - mały 3 miesięczny Ragdoll. Reakcja Baileya nie była oszałamiająca, powiększył się dwukrotnie i wydał najbardziej przeraźliwy miauk jaki w życiu słyszałam. Teraz jest już lepiej, przed nami 4 dzień, a chyba nie wygląda to aż tak tragicznie. Koty śpią razem, Bailey wylizuje małego jak szalony, pozwala mu normalnie jeść, nie przeszkadza już w załatwianiu się do kuwety (z 3 kuwet w domu, mały obrał sobie ulubioną kuwetę Baileya). Jedyne co mnie martwi - Bailey poluje na małego. Często widać, że jest to zabawa dla obu, kiedy Pyziol, jak tylko mały piśnie ucieka i zamieniają się rolami. Zdarza się niestety też, że Bailey nie ma umiaru (nie robi małemu jako takiej krzywdy, futro nie fruwa, mały dużo z tego i tak sobie nie robi i po chwili biegnie do tego wielkoluda). W takich sytuacjach mówię głośno nie wolno, jak to nie skutkuje rozdzielam ręcznie. Przebywanie w osobnych pomieszczeniach to największa kara dla obu, maleńtas piszczy, olbrzym miauczy i próbuje wejść (stosuję to wtedy, kiedy parę razy pod rząd Bailey przesadza w "zabawie"), po wypuszczeniu koty zachowują się jakby świata poza sobą nie widziały.
Nie wydaję mi się, żeby Pyziol czuł się zazdrosny, rozpieszczamy go na maksa, pierwszego dnia nawet nie pogłaskałam Hackera (oprócz momentu w którym przenosiłam z jednego na drugiego zapachy), ma pierwszeństwo do wszystkiego (jedzenie, zabawa), mały dostaje jako drugi. Mam nadzieję, że wszystko szybko się ułoży i futra pokochają się.
Tak naprawdę stresu miałam sporo, wspaniale nie jest nadal więc żadnych lepszych zdjęć nie mam, tylko parę z telefonu:
![Obrazek](http://images68.fotosik.pl/95/4319dbc535411718med.jpg)