Eeeee... chciałam powiedzieć, że mój wpis dotyczył Lolka <mrgreen>
Tż na pewno do SPA jechał dla towarzystwa, żeby Ewci sprawić przyjemność przecież <roll>
yamaha pisze: Soniu !
A to sie TZ Ewci ucieszy na ten wpis
pewnie mu nie <mrgreen> przeczyta
A pewnie, że nie przeczytam, bo jakby zaczytał się w poprzednich moich wynurzeniach to rozwód gwarantowany (ze względu na niestabilność emocjonalną szanownej małżonki i stawianie czworonoga w hierarchii rodzinnej wyżej od samego zainteresowanego)
Mikołaj! Mikołaj! - od rana piszczał podekscytowany Lolek. Po wczorajszych opowieściach o tajemniczej postaci, która zakrada się 6 grudnia do domu i wkłada prezenty do butów grzecznym domownikom, Lolek nerwowo kręcił się po przedpokoju pomrukując do siebie: "Nie mam butów, nie mam butów, nawet jednego." Miał plan- przyczaić się na Mikołaja, znienacka porwać jakiś prezent i szybko ze zdobyczą w zębach dać nura pod łóżko. Lolek czekał wytrwale, niby od niechcenia przechadzał się po mieszkaniu, chował się za butami szukając tam zaginionej myszki,którą perfidnie wcisnął pod kanapę parę miesięcy wcześniej (tak na marginesie owa myszka podzieliła los innych piłeczek, piórek, wstążeczek, plastikowych zakrętek już teraz solidnie zakurzonych pod kanapą). Bawił sie z takim entuzjazem, że aż się zmęczył. A jak sie zmęczył to wiadomo - musiał odpocząć (uprzednio uzupełniąc wolne przestrzenie w małym brzuszku). I jak Lolek spał spokojnie z pyskiem wtulonym w stary kozak Mikołaj zakradł sie po cichutku, prezenty ulokował w butach, spojrzał na kota, uśmiechnął się tajemniczo pod siwym wąsem, wyciągnął zza pazuchy czerwoną skarpetę pełną kocich zabawek i delikatnie pogłaskał Lolka niemającego świadomości tak doniosłej chwili.