Diagnozę postawił lekarz pierwszego kontaktu, dermatolog potwierdził, zresztą ja miałam tak konkretne objawy, że sama sobie postawiłam diagnozę, lekarze w zasadzie tylko potwierdzili. Kilka lat temu to było, taki ogromny rzut choroby, że sobie pasma włosów wyjmowałam z głowy. Upiorne uczucie. Mi nie pomagały ani tabletki, wcierki ani inne cuda. Pomógł mi psycholog, przestałam się skupiać na włosach a na sobie, na swoim życiu, źródle stresów. Niestety, należę do wrażliwców którzy przejmują się wszystkim, a jak dużo kłopotów to jest słabo, po włosach zaraz widzę niestety. Choroba wraca co jakiś czas, przy sprzyjających okolicznościach, na szczęście póki co, nie w takim wymiarze jak wtedy. U mnie działa tylko i wyłącznie dbanie o siebie. To jak z kotami, stres od czasu do czasu to normalny element życia, tkwienie w stresie non stop, że się go już nawet nie widzi, włącza mój system immunologiczny na inny poziom i zaczyna kosić mi włosy. Szkoda kurde, że akurat na głowie...
Anka, a może to jeszcze kwestia hormonów? Potrafią nieźle namieszać. Może przejdź się do lekarza, może wystarczy zrobić badania i uzupełnić/wyregulować coś wewnątrz?
![:)](./images/smilies/smile3.gif)