Emocje opadły, chociaż nie powiem, że nie odchorowałam porządnie w maju odejścia Feli, Timmiego i tego, co się z tym wiązało. Ale są osoby, które mi pomogły. Bardzo Wam dziękuję. Powtórzę się jeszcze tutaj - bez wsparcia tylu hodowców i właścicieli kotów, byłoby bardzo trudno. Bez Waszych telefonów, maili, rozmów na portalach społecznościowych. Wiem, że wiele dobrego się stało i dziękuję Wam bardzo!
Już trochę pokazywałam, postanowiłam pokazać więcej ;). Historia Julki jest bardzo krótka. Osobiście postanowiłam, że nie chcę już żadnego kota. Że wystarczy. Że może po wakacjach kupimy zwierzę z prostszą instrukcją obsługi.
![;-))](./images/smilies/wink.gif)
Wychodząc z pracy w pewien majowy dzień odebrałam telefon, że mąż jest z synem w schronisku we Wrocławiu i syn wybrał kota i jak chcę, to moge zobaczyć. I mam się pośpieszyć. Daniel się uparł akurat na tego kota i nie innego. Imię wybrał mąż i on się na początku nią zajmował. Aplikował leki w ucho itd. Wykąpał ją, bo w schronisku nie ma kuwet z piachem lecz są wyłożone gazetami. Cuchnęła więc okropnie. <oops>
Kotka była w zaawansowanej ciąży, po sterylce aborcyjnej, oceniona wstępnie na 5 lat, ale ma ok. 2. W prezencie ze świerzbem, ale po kuracji Oridermylem jest już dobrze. Miała gulę po szczepieniu wścieklizny w kark, na szczęście się wchłonęło. W połowie lipca minie 2 miesiące jak jest z nami.
Julka w schronisku (zdjęcie nie moje):
U nas kilka dni po adopcji:
Z Danielkiem:
I obecnie:
Myślałam, że to będzie trudniejsza decyzja. Śpi ze mną. Wszystko robi ze mną. Awanturuje się pod drzwiami łazienki. Włazi na kolana przy pisaniu i czytaniu. Wita nas w domu miauczeniem. Wieczorem bawi się z Danielem. Uwielbia głaskanie. Wynagrodziła nam absolutnie wszystko.