Borgia, Arabica, Fado, Gatta, Negra, Raya, Ori, Perla, Vesper, Django, Ina, Bunia, Queenie, Junior i Kokido
- Gosia i Ira
- Hodowca
- Posty: 1683
- Rejestracja: 25 lis 2008, 11:49
- Kontakt:
- Dorszka
- Administrator
- Posty: 6057
- Rejestracja: 22 lis 2008, 23:59
- Płeć: Kobieta
- Skąd: Wrocław
- Kontakt:
Nie, Fado nie. Zresztą on chwilowo wygląda okropnie, tęskno mu do dziewczyn, grucha i niewiele je, ciągle każe się miziać, dusi Arka regularnie <lol> Arek się śmieje, że nie ma poduszki, bo 3/4 zajmuje mu Fado, a ulubiona ostatnio pozycja do spania to ta sławetna dusząca, na grdyce <mrgreen> Nie wierzyłam mu, ale dziś zajrzeliśmy z Bohdanem, i faktycznie, Arek na wznak, a Fado w poprzek przewieszony na szyi, obaj zadowoleni BARDZO <lol>
- Agnieszka7714
- Posty: 2450
- Rejestracja: 25 paź 2010, 09:42
- Płeć: kobieta
- Skąd: Wrocław
Re: Wątek dla "Starych"
Przepraszam jeśli pisze nie na temat, ale muszę to napisać.Dorszka pisze:Postanowiłam otworzyć i taki watek dla swoich kotów, tych w cieniu miotów na kolejne literki. Nie ukrywam jednak, że nie byłoby go, gdyby nie wydarzyło się u nas coś, co sprawia, że nie wiem, jak ma Wam o tym powiedzieć, i jak napisać. Zwyczajnie się wstydzę.
Zacznę od rzeczy oczywistej, czyli przedstawienia kotów, które doskonale znacie.
Clara,
pochodzi ze szczecińskiej hodowli Euforia*Pl, pozwoliła mi zacząć moją hodowlaną przygodę. Niedawno uświadomiłam sobie, że w tym roku w maju Clara skończy 5 lat. A wydaje mi się, ż dopiero ją odbieraliśmy...
Wszyscy kochają się w jej spojrzeniu, dzwoniący dopytują się o JEJ dzieci, chociaż uczciwie muszę powiedzieć, że jest najsłabsza w typie z moich kotów. To jednak ona przyciąga jak magnes, ja się śmieję, że to jej skomplikowana osobowość odbija się w oczach, które są w końcu zwierciadłem duszy
Obrazek
Nie lubi obcych, przychodzi i obwąchuje, ale nie pozwala na żadne poufałości. Na ogół sama proszę, żeby jej nie dotykać, w innym wątku pisałam o jej młodości podejściu do rąk. Od nas coraz bardziej uzależniona, potrzebni jej jesteśmy do życia jak powietrze, chociaż nie manifestuje się to w sposób, który my, ludzie, uznalibyśmy za zadowalający.
Gdy kiedyś została sama na 12 dni, z dochodzącą ekipą, to dziwaczne przywiązanie pokazało się chyba najdobitniej. Pierwszego dnia, kiedy przyszli moi rodzice, wybiegła na spotkanie, dała się nawet pogłaskać, ale wyraźnie czekała, że za nimi ktoś jeszcze przyjdzie. Gdy zorientowała się, że nas jednak nie ma, grzbiet wężowym ruchem wygiął się ku podłodze, i Clara po prostu odeszła od nich.
Na drugi dzień przyszła moja koleżanka, sytuacja się powtórzyła. Na trzeci znów moi rodzice - tym razem wybiegła tylko do połowy drogi, popatrzyła, zobaczyła, że jednak nas nie ma, i poszła na antresolę do dzieci. Czwartego dnia, gdy przyszła Grażynka, dokładnie tak samo - sprawdziła w pół drogi, i odeszła.
Potem już w ogóle nie przychodziła. Patrzyła z góry, albo z biurek dzieci, na wszystkich przychodzących, a na próby zaprzyjaźniania się odpowiadała burczeniem. Patrzyła z godnością na czyszczenie kuwety, napełnianie misek, ale przez całe te 2 tygodnie nie dała się pogłaskać, i w ogóle nie wykazywała chęci do takiego kontaktu.
Moja mama dzwoniła do mnie codziennie "córuś, ona STRASZNIE się na Was obraziła". Byliśmy bardzo ciekawi powrotu.
Wróciliśmy późnym wieczorem. Clara rozpoznaje nasze kroki na klatce schodowej (dzieci śmieją się, że wiedzą, kiedy wracam, bo Clara ustawia się na straży pod drzwiami ), więc już piętro niżej usłyszeliśmy zawodzenie. Na plecach rowery, bagaże, doczołgaliśmy się pod drzwi. Ona JUŻ WIE NA PEWNO, więc drapanie, drapanie to nic, ale ten dźwięk! Płacz, skarga i pretensja, a na tym wszystkim autentyczna radość. A my jak debile z jakiegoś taniego filmu klasy B, wypadły mi klucze, oni na mnie wrzeszczą no szybciej bo płacze, wreszcie jak otworzyłam, to nie mogliśmy wejść, takie były tańce wokół czterech par nóg.
Nie było żadnej obrazy. Było szczęście w oczach, mruczenie na całego, a w nocy nie mogliśmy spać, bo ciągle biegała od naszego pokoju do dzieci, nie mogąc się zdecydować, czy jednak śpi z nami, czy z Agnieszką. Jakby bez przerwy sprawdzała, czy na pewno nie zniknęliśmy
Obrazek
Nie ukrywam, że jest w tej wyłączniści coś niebezpiecznie łechczącego moją próżność. Taki kot tylko nasz.
Jestem tu od jakiegoś czasu, a często się nie wypowiadam, jednak wertuję to forum w wolnych chwilach i zagłębiam się w starsze tematy. Powiem tak, gdy szukałam swojego kotka, to przegadałam z Dorszką jakieś kilkadziesiąt minut przez telefon. Niestety trafiłam na czas, kiedy wszystkie Twoje kitki były już zarezerwowane. Miałaś chyba tylko wolną jedną koteczkę, a ja uparłam się na kocurka. I ti Ty "dobra kobieto" naprowadziłaś mnie na drogę "rasowy-rodowodowy" i wytłumaczyłaś co to znaczy "w dobrym typie". Jestem Ci ogromnie wdzięczna, za tą rozmowę, bo dzięki temu nie kupiłam kotka na placu za 500 zł, a mam dwa kocury, brysia i ragusia i jakby trzeba było, to zapłaciłabym za nie ostatnie pieniądze, aby je tylko mieć. Jeśli zdecyduję się kiedyś na hodowlę, będę do Ciebie dzwonić, bo Fado jest moim ulubieńcem i cały czas wzdycham do niego. Nie piszę tego aby się przypodobać, bo to nie o to chodzi. Dzięki Tobie poznałam co to znaczy mieć cudownych kocich przyjaciół i dziękuję Ci za to.
A Twoje opowiadanie przypomniało mi jak moje kitki czekają na mnie i jest to najwspanialszy widok na świecie.