Małgorzata pisze:Ja z Bono stosuję metodę wrzucania tabletki do pyszczka (oczywiście kota trzymam do góry brzuchem) i łaskotania po gardziołku przy jednoczesnym trzymaniu pyszczka, co by nie otworzył. Kocio połyka tabletkę i po kłopocie.
Hehe u mnie jak byś spróbowała zrobić taki numer z Brysią to miałabyś takie piękne krechy na buzi, że by Cię nikt nie poznał <lol> O tabletce już nie wspomnę, że na pewno nie byłaby połknięta, co najwyżej Brysia ugryzłaby Ci jeszcze palce na dokładkę :-)
Na szczęście Bono jest bardzo grzecznym koteczkiem i nigdy, ale to nigdy nie drapie :-)
AgnieszkaP pisze:Ja miałam problem z podawaniem tabletek i Belli, i Carlosowi, ale sprawdziła się jedna metoda (masło niestety nie przeszło) - wkładam tabletkę (bądź jej część, gdy jest duża) w kawałek przysmaku Vitakraftu (takiej kiełbaski). U mnie sprawdza się to w 100%.
U mnie to by z kolei nie przeszło, ponieważ Bono nie cierpi wszelkich tych tzw. kocich przysmaków typu kabanoski i inne takie <lol> Próbowałam kiedyś z wołowiną podać, bo to lubi najbardziej, ale wypluł
No i poległam. Wszystkie metody podania tabletki Flawitol lub jej zawartosci spełzły na rozdziabanym palcu. Pomocy, do tej pory nie mieliśmy problemu, był celny wrzut do pycholka i po kłopocie. Przy Flawitolu nawet celne rzuty nie pomagają, zanim zdążę zatrzasnąć paszczydło, to Frodo celnie pluje mi w twarz.
Ciachałam tabletkę i wyciskałam zawartość. Wczoraj ciachnęłam tez palca. Szkoda, że nie można podać od drugiej strony. <hm>
Agnieszka7714 pisze:No i poległam. Wszystkie metody podania tabletki Flawitol lub jej zawartosci spełzły na rozdziabanym palcu. Pomocy, do tej pory nie mieliśmy problemu, był celny wrzut do pycholka i po kłopocie. Przy Flawitolu nawet celne rzuty nie pomagają, zanim zdążę zatrzasnąć paszczydło, to Frodo celnie pluje mi w twarz.
Ciachałam tabletkę i wyciskałam zawartość. Wczoraj ciachnęłam tez palca. Szkoda, że nie można podać od drugiej strony. <hm>
Aplikator trzeba sprawić w trudnych przypadkach jest niezastąpiony
Co to za aplikator? Dacie namiary?
Ostatnio musiałam pluja wozić na zastrzyki bo w żaden sposób nie mogłam podać mu w domu antybiotyku. Nie pomagało ani masełko, ani twarożek, paróweczka, nie mówiąc już o rozwiązaniach siłowych bo natychmiast paskud produkował tonę piany i rzucał się w odruchu wymiotnym aż wycharchał.
Kiedy awaryjnie musiałam mu podać nospę to byłam w takiej desperacji, że rozpuściłam i strzykawką dałam do pycha a to przecież gorzkie jak piołun...
Narin pisze:Co to za aplikator? Dacie namiary?
Ostatnio musiałam pluja wozić na zastrzyki bo w żaden sposób nie mogłam podać mu w domu antybiotyku. Nie pomagało ani masełko, ani twarożek, paróweczka, nie mówiąc już o rozwiązaniach siłowych bo natychmiast paskud produkował tonę piany i rzucał się w odruchu wymiotnym aż wycharchał.
Kiedy awaryjnie musiałam mu podać nospę to byłam w takiej desperacji, że rozpuściłam i strzykawką dałam do pycha a to przecież gorzkie jak piołun...